środa, 29 lipca 2015

Rozdział 6

Greenfield, stan Nowy Jork, dwa miesiące wcześniej

   Na parking obok supermarketu zajechał czarny mercedes, ale siedzący w nim mężczyzna nie zamierzał robić zakupów. Była pierwsza w nocy, a sklep jak zaplanowano był już dawno zamknięty. Opustoszały parking, schowany za mocno porośniętym bluszczem, nie zachęcał więc nikogo do zatrzymywania się choćby na chwilę. Nad ziemią unosiła się dziwna mgła - gęsta i przerażająca, niczym procesja duchów. Nawet księżyc, który tego dnia był w pełni, nie oświetlał ukrytego miejsca. Nagle na parking zajechał drugi samochód. Nim kurz zdążył opaść na drodze, jego kierowca wyskoczył z auta, pośpiesznie otwierając tylne drzwiczki z prawej strony pojazdu.
   Tym razem z czerwonego audi wysiadł młodej postury pan i razem ze swym towarzyszem ruszył w stronę mercedesa. Jego kierowca, wciąż siedząc za kierownicą wskazał kiwnięciem dłoni, by zatrzymali się w miejscu. I tak zrobili. Mężczyzna wysiadł z pojazdu i wolnym krokiem zbliżył się do nieznajomych. W lewej dłoni trzymał czarną, skórzaną walizkę. Wskazał ją kiwnięciem głowy, minął mężczyzn i położył ją na przedniej masce audi. Pasażerowie samochodu zbliżyli się do niego i zaglądając zleceniodawcy przez ramię ujrzeli okrągłe dwa miliony starannie ułożone w walizce.
- Tak jak się umawialiśmy. Dwa miliony za chłopaka. - Jednym gwałtownym ruchem odwrócił się do mężczyzn, którzy w strachu odskoczyli do tyłu. - I nie interesuje mnie w jaki sposób do zrobicie. Macie dwa miesiące na dostarczenie chłopaka w umówione miejsce. 
- Tak jest, sir. - Nerwowy głos porywaczy bawił Paul'a. Mathias i jego osiłek Hugo byli nowi w branży. Ich zachowanie nie budziło więc żadnego zaufania, nie mówiąc już o strachu. Byli niczym sąsiedzi, którzy w nieudolny sposób starali sobie poradzić z zadaniem. Ale w jakiś sposób budzili w nim respekt. - Chłopak maksymalnie za dwa miesiące będzie dostarczony, związany i otumaniony, czekał na pana w starym magazynie, na przedmieściach, w żaden sposób niezdolny do ucieczki. - Odezwał się Mathias. 
- Widzę, że się rozumiemy. - Paul chwycił walizkę i wręczył ją porywaczom. - Zatem do widzenia. Liczę na idealne wykonanie zadania. - Ruszając dziarskim krokiem z powrotem do mercedesa, zapalił papierosa i głęboko się zaciągnął.- A i jeszcze jedno. - Odwrócił się w stronę porywaczy. - Chłopak ma być żywy. Martwy na nic mi się przyda. Zrozumiano?
- Zrozumiano, sir.
- To dobrze.
Mężczyźni wsiedli do swoich pojazdów i ruszyli w drogę. Paul, był z siebie dumny. Już tak niewiele dzieliło go od upragnionego zwycięstwa. Natomiast Mathias i Hugo, cieszyli się z nowego krwawego zlecenia.

Greenfield, stan Nowy Jork, dzisiaj

   Jej długie kasztanowe włosy unosiły się na wietrze. Patrzyła wprost na mnie przenikając na wskroś moją duszę. Nie miałem pojęcia gdzie jestem i co robię. Musiałem po prostu patrzeć na nią z nadzieją, że może ona odpowie na moje pytania. Lecz kobieta była niczym cień. Delikatna i obojętna na wszystko co ją otaczało. Z gracją przechadzała się po ogrodzie pełnym pachnących białych róż. Z jej pełnych ust wydobywał się słowa wciąż powtarzane niczym mantra "Uciekaj. Nie pomagaj. Szukaj".
   Chciałem biec za nią i zrozumieć sens powtarzanych słów, lecz nie mogłem się ruszyć z miejsca. Ona jedynie wciąż patrząc na mnie zerwała białą różę. Nie sprawiło jej to najmniejszej trudności, jednak gdy chciała przełożyć ją do drugiej dłoni, jeden z kolców zranił delikatną skórę kobiety. Pojedyncze krople krwi zaczęły spływać po nieskazitelnie białym kwiecie. I wtedy świat oblała czerwona poświata. Z nieba zaczęły spadać niczym deszcz krople krwi. Kobieta była przerażona. Z jej twarzy zniknęło skupienie, a na jego miejscu pojawiło się przerażenie. Nagle nieznajoma oderwała ode mnie wzrok i zaczęła uciekać. Chciałem zrobić to samo, lecz obraz przed moimi oczami się rozmył, a ja ujrzałem jedynie ciemność.

* * *

   Nade mną stał ten sam mężczyzna, którego widziałem ostatnio. Jednak tym razem zamiast satysfakcji, na jego twarzy malowało się zaskoczenie. Trącał mnie nogą, widocznie z zamiarem obudzenia. A ja wciąż zastanawiałem się, dlaczego jestem tak poobijany!? 
- Masz. - Wepchnął mi w dłonie tackę z hamburgerem i colą z McDonalda. - Mimo wszystko nie mogę pozwolić, żebyś umarł z głodu.
  Dopiero w tamtym momencie zorientowałem się, jak bardzo potrzebowałem by cokolwiek zjeść.  Chwyciłem hamburgera i zacząłem jeść. A mój porywacz zaczął długi monolog.
- Słuchaj! Nie zależy mi na tym, żeby cię tłuc, maltretować czy szantażować. Liczę jedynie na współpracę, godną dwóch mężczyzn. Jesteś młody, sprytny i szybki. Dodatkowo dysponujesz kilkoma umiejętnościami, którymi nie pogardziłby żaden mężczyzna mojego pokroju. - Spojrzał na mnie, by ujrzeć moją reakcję. Ja jednak wciąż jedząc patrzyłem na niego obojętnie. - Jak zjesz, zabieram cię w pewne miejsce, gdzie wszystko dokładnie ci wytłumaczę.
- Nigdzie nie idę. - Dopiłem colę i odrzuciłem ją wraz z tacką na bok. Byłem zaskoczony swoją odwagą.
- Jak to NIGDZIE NIE IDZIESZ!?
- Po prostu. Nie zamierzam w niczym panu pomagać. - Czułem jakiś związek słów kobiety ze snu i w podświadomości wiedziałem, że nie mogę pomóc w niczym temu mężczyźnie.
- Idziesz, czy tego chcesz czy nie chcesz! - Nieznajomy z sekundy na sekundę był coraz bardziej zdenerwowany i zły.
- Nie.
- W takim razie, porozmawiamy za parę dni, gdy poczujesz co to znaczy być spragnionym, głodnym i zmarzniętym. - Mężczyzna skierował wzrok w stronę metalowych drzwi. - Chyba, że zdecydujesz się na współpracę. 
   Zwrócił się w moją stronę i tradycyjnie zbliżył się, by sprawdzić moje łańcuchy. Na sam koniec spojrzał mi prosto w oczy, a ja pokręciłem przecząco głową. Był bardzo zdenerwowany.. Ja jednak nie zamierzałem ulegać, przez co po chwili leżałem skulony z bólu, przez zadany mi nogą cios w brzuch. Mężczyzna wyszedł i zamkną za sobą drzwi.
Tak jak obiecał przez kolejne dni nie dostałem ani jedzenia, ani picia. Porywacz codziennie przychodził i sprawdzał czy nie zmieniłem zdania. A ja codziennie otrzymywałem kolejne ciosy, z dnia na dzień coraz silniejsze. 
Nie zamierzałem ulec.
Zamierzałem uciec za wszelką cenę.

* * *
Na wstępie chyba chciałam po prostu przeprosić, każdą czytającą osobę, że zniknęłam tak nagle, bez pożegnania. Po prostu straciłam jakikolwiek zapał do pisania, czytania, czy po prostu życia. Chyba każdy, kto pisze, wie o czym mówię. Ale wróciłam... Może nie na stałe i na długo, ale jestem. Chciałabym jednak szczególnie podziękować FOREVER. za jej wsparcie i motywacje. Dziękuję kochana. 
Co do rozdziałów, to będzie mała zmiana. Będą dużo dłuższe, ale pisane nie "na przymus" tak jak to było kiedyś. Nie będzie stałej daty i pory ich pojawiania się, ale będę starała się pisać je  w miarę systematycznie. 
Został jeszcze miesiąc wakacji, który zamierzam wykorzystać, zanim zacznie się piekło szkoły średniej. A jak na razie uciekam i życzę Wam po prostu udanych wakacji :)
PS: Zachęcam do zajrzenia na stronę bohaterów, która została zaktualizowana. 

Cieplutko pozdrawiam
Rita