czwartek, 24 lipca 2014

Prolog

   Musicie coś wiedzieć. W świecie przepełnionym zapracowanymi i niemającymi na nic czasu ludźmi, dążącymi do bogactwa, czy sławy istnieje coś takiego, jak szkoła średnia. Nie jest ona może czymś szczególnym, ale istnieje jako taki mały kraj ze swoimi prawami. Tak... to dobre porównanie, ale zacznijmy od początku.
   Nazywam się Matthew Chase i mieszkam w małym miasteczku w stanie Nowy Jork - Greenfield.
Jak się pewnie domyślacie chodzę do John I. Leonard High School.

   Moja szkoła niczym nie różni się od innych szkół średnich, poza tym że jest to jedna z najgorszych szkól do jakich kiedykolwiek chodziłem, a uwierzcie mi - było ich wiele. Są tu oczywiście piękne cheerleaderki kibicujące nie inaczej niż drużynie koszykówki o wdzięcznej nazwie "Ułani". Naszą maskotką oczywiście jest rycerz na koniu ubrana w pomarańczową koszulkę z logo szkoły. Maskotka nie jest czymś wyjątkowym dla drużyny, więc widziałem ją zaledwie dwa razy na meczach. Nie żebym na nie chodził, ale moim obowiązkiem jest uwiecznianie kolejnych zwycięstw naszej drużyny. Nie mam jednak na myśli robienie zdjęć. Nie ma takiej możliwości! Moja szkoła reklamuje się pod hasłem "Wszystko dla ciebie mamo Ziemio!", dlatego też redaktor gazetki szkolnej pod przymusem dyrektora Concours'a stawia na omijanie szerokim łukiem drukarki czy kserokopiarki, a zbliżanie się do ekologicznego papieru i pracy rąk. Dlatego też, jako że przez niefortunny przypadek na lekcji W-Fu złapano mnie na rysowaniu za szkolną aulą, zostałem do końca roku uziemiony na stanowisku gazetowego grafika. Ale nie o tym chciałem wam powiedzieć. 
   Liceum Leonarda ma pewne prawa i przywileje. Każdy uczeń, bez wyjątku jest przyporządkowany do jednej z grup: cheerleaderki, mięśniaki z drużyny, kujonie, komputerowcy itd. Rodem jak z amerykańskiego filmu? Nie. To rzeczywistość. Pewnie zastanawiacie się do jakiej "drużyny" należę ja? Powiem wam, że nie jest to drużyna. 
   Mogę się założyć, że od pierwszych przeczytanych słów myślicie o mnie, jako o popularnym, pewnym siebie i przystojnym chłopaku z dzianymi rodzicami i piękną willą nad brzegiem morza. Mam rację? Wyprowadzę was jednak z błędu. Jestem śmieciem. Nie żartuję, należę do śmieci, jeśli można to tak ująć, ponieważ jestem sam. Jedyny niepowtarzalny w tym przezwisku. Ale dlaczego Matthew? - pomyślicie.
A może dlatego, że jestem chuderlawą sierotą z ojcem, którego nigdy nie ma w domu i wyimaginowanym przyjacielem w swojej głowie. Śmieć, który nie nosi markowych ciuchów, czy nie wozi się najnowszym modelem BMW. To Mat, który w szkole, by przetrwać kolejne dni, godzinami chowając się po kątach, bazgrze rysunki, które są po części strzępkami wspomnień z przeszłości, które z dnia na dzień coraz bardziej przypominają sen. To ten, który w nocy nie śpi z obawy, że obudzi go kolejny koszmar i widok tej samej rannej i cierpiącej kobiety. Tak ten chłopak to ja. Matthew Chase, który nie ma pojęcia, gdzie żyje i być może nigdy się tego nie dowie.

* * *

   Zatem ten prolog oddaję w wasze ręce. Podoba się wam? Wiem, że miał się pojawić we wrześniu, ale nie mogłam się powstrzymać, żeby go wam nie opublikować :) To właśnie od tego prologu będzie zależało, czy kolejna część będzie miała u was jakieś szanse. Wypowiadajcie się! Proszę was moi drodzy, aby zrobili to wszyscy, którzy chcą czytać tego bloga. Chciałabym zobaczyć dla kogo będę pisać ;) 
   Po części za wygląd Matthew odpowiadacie wy. A to dlaczego? Na stronce Facebook-owej odbyło się głosowanie na wygląd naszego bohatera. Niestety widziałam tam tylko trzy osoby :/ Zatem zapraszam was na Facebooka (link w ogłoszeniach).
Zachęcam też do obejrzenia bloga, gdzie w niektórych miejscach pojawiło się trochę nowości.
Także Oficjalny Zwiastun "Believe in Angels: Przepowiednia".
A jak wam mijają wakacje? Wypoczęci? :) Ja nie mogę uwierzyć, że to już prawie połowa za nami. 
Oczywiście komentujcie, czytajcie i oceniajcie!

Pozdrawiam
Rita